Portret Zuzanny Bojdy
Zuzanna Bojda

Na początek sprawdziłam skrót informacji z kwietnia 2023 roku. Przeczytałam streszczenie wiadomości ze świata dzień po dniu. Potem zamknęłam oczy i przywołałam słowa, które zapamiętałam: jogurt, Izrael, Ukraina, rękawiczki, czterometrowy diabeł, sekretarz, rzeka. Zajrzałam do swojego kalendarza, gdzie zwykle zapisuję notatki z terenu. W kwietniu najczęściej przewijają się słowa: ptak, futerko, czaszka, morze, woda, gałęzie, zagrożenie, ciągle, od, nowa.

Gram sama ze sobą w grę jaki zapach ma dla mnie konkretne słowo. Potem wyobrażam sobie, że te zebrane słowa to kości i układam z nich – jak z puzzli pewną całość, która mogłaby przypominać szkielet podwodnego stwora. Na tym etapie pracy jest dla mnie oczywiste, że inspiruje mnie szkielet finwala, a szczególnie jego olbrzymia czaszka, którą w pierwszej chwili pomyliłam z kamieniem. 

Finwal łazi za mną od połowy kwietnia. Jest jak wirus. Pochylam się nad bluszczykiem kurdybankiem – a z tyłu głowy czuję nacisk jego płetwy. Myślę o chorobie, którą ktoś zamknął w pniu drzewa (ludowy zwyczaj), a finwal podpowiada, że powinna być rozczarowana światem, do którego wyjdzie, kiedy ktoś niechcący odkorkuje drzewo. Chcę napisać o ekipie badawczej, która na dnie morza znajduje przejście do jakiejś Nibylandii, a finwal kładzie się na tym tajemnym przejściu i kiwa palcem, że to już było.

Zanim zacznę pisać, zawsze spaceruję. Spaceruję i zapisuję myśli. Spaceruję i zbieram do kieszeni kamyki, listki, zgubione guziki. Robię zdjęcia martwym rybom, szkieletom żab, kościom, które chętnie bym zebrała, ale zwykle nie mam do czego (muszę wreszcie zaopatrzyć się w odpowiedni sprzęt). 

Kolejny etap to rozkładanie wszystkiego na stole. Suszenie listków i zastanawianie się co z nich można zrobić. Układanie kamieni w spontaniczne wzory. Przypominanie sobie o czym myślałam i co czułam podczas spaceru. 

Potem zaglądam do zeszytów i przepisuję wybrane hasła na pojedyncze karteczki. Mam je przyklejone do blatu, przy którym będę pisała opowiadania. Jest na nich więcej pytań niż odpowiedzi. Proces odkrywania zacznie się podczas pisania właściwego (tak je sobie nazywam).

Najważniejsze są dla mnie postaci. Lubię w głównych rolach obsadzać miejsca, rośliny, robaki, dzikie stwory wyobraźni. Nawiązuję z nimi relację. Pozwalam im za mną łazić tak długo, aż to one pozwolą mi iść ich śladami.

Myślę, że dlatego lubię proces pisania. Kiedy pozwolę sobie podążać za dziwnymi stworami, mogę dotrzeć do tego miejsca, którego nie umiem nazwać, ale z którym często tęsknię.

Pisanie opowiadań to dla mnie wyzwanie, bo od wielu lat piszę przede wszystkim dramaty i scenariusze. Ostatni raz opowiadania pisałam chyba w dzieciństwie. Wtedy była to forma zabawy. Często opisywałam to, w co bawiłam się kilka dni wcześniej, na przykład zbierając rosnące na płocie sąsiadki dziwne szyszki z kolcami, które w środku miały mięciutki miąższ. Myślę, że ta metoda odbija się w moich dorosłych narzędziach pracy.

Na karteczkach przy blacie powtarzają się jeszcze: lęk, wyginięcie, skrzydła z liści, wynurzone, ląd, niebieski, inne, księga, szepty, ciało, kosteczka.

AiR Goyki 3 rezydenci/residents
Autor

Rezydenci AiR Goyki 3 / AiR Goyki 3 residents