fot. Jagoda Dobecka

Protokół potoku

Przyjeżdżając na rezydencję chciałam zrobić krótki film o Swelinie- potoku płynącym przez Sopot, który powoli zanika, wskutek zmian klimatycznych. Chciałam stworzyć narrację, w której to potok jest podmiotem lirycznym i opowiada o swoich przygotowaniach do odejścia z tego świata. Ważnym elementem w moich pracach jest kolektywny wymiar przeżywiania trudnych doświadczeń, dlatego chciałam, żeby ta wypowiedź Sweliny była swobodną opowieścią o jej istnieniu, tym co po niej pozostanie, a czego już nie będzie, trochę tak jakby dzieliła się tym ze swoją przyjaciółką.

Na czas mojego pobytu w Sopocie znalazłam sobie mieszkanie w Oliwie. Trochę daleko, ale niczego innego nie było na rynku. Kawalerka po remoncie, z balkonem i miłymi właścicielami, którym w ogóle nie przeszkadzało, że wynajmuję tylko na 2 miesiące. Po pierwszej spędzonej tam nocy, o 6 rano ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Okazało się, że to bardzo zestresowana sąsiadka, babulinka koło 80-ki mieszkająca pode mną, której leje się woda z sufitu w łazience. Zeszłyśmy do jej mieszkania i widok był dosyć wstrząsający, odpadająca farba, wielka mokra plama, odchodzące płytki ze ścian od wilgoci i dosyć szybkie kap-kap, co jakieś pół sekundy, tworzące niemal strużkę wody, pod którą podstawiła puste plastikowe wiaderko po marmoladzie. Cały mój początek pobytu jest naznaczony tym zalaniem, chciałam pomóc starszej Pani, ale z racji tego, że właściciele mieszkają w innym mieście, to ja byłam na pierwszej linii starcia z tym problemem. Trwało to sporo czasu, bo nikt nie potrafił jednoznacznie stwierdzić, skąd cieknie woda. Kiedy usterka została ustalona i wskazano na cieknący wodomierz, musiałam się przenieść do mieszkania zastępczego, w którym od czasu do czasu pomieszkuje syn właścicieli. Wodomierz został wbudowany za toaletą, więc trzeba było skuć kafelki i rozmontować toaletę, by go naprawić. I tak sobie pomyślałam, że jakieś dziwne zrządzenie, że zamiast chodzić nad potok, obcować z nim i go odkrywać siedzę w mieszkaniu i próbuję zaradzić cieknącej toalecie. Ten domowy potok bardzo źle na mnie działa, na sąsiadkę z dołu z pewnością jeszcze gorzej i też czuję, że to mała lekcja dla mnie, bo ja, artystka przyjechałam z innej części Polski, żeby badać lokalne wątki, niewiele o nich wiedząc, pokazując, jak powinno się rozpaczać po potoku, nad którym byłam jeden raz, a rzeczywistość zafundowała mi emocjonalny rollercoaster z sąsiadką z dołu, właścicielami mieszkania, panami hydraulikami, mieszkańcami bloku i tym kap kap, rozchodzącym się po wiaderku po wieloowocowej marmoladzie i na razie nie mam ochoty zabierać się za mój projekt, bo jestem wciągnięta w zupełnie inny, ale również lokalny wątek. Już nie raz w historii okazywało się, że takie kapanie z sufitu jest niesamowitym narzędziem wywierania presji. Od razu przychodzi mi do głowy przykład łódzkich włókniarek, które strajkowały w latach 70. Na jednym ze spotkań posadziły najwyższych oficjeli w miejscu, w którym przeciekał dach i przez całe spotkanie kapała na nich woda. Okazało się to świetną strategią, bo dyskomfort mężczyzn był tak duży, że zgodzili się na postulaty pracownic fabryk bez większych negocjacji…

No i właśnie przypomniało mi się, że miałam napisać wpis na bloga o moim projekcie i niewiele z mojego początkowego pomysłu udało mi się opisać. Proza życia wjechała z pełną mocą i naprawdę istotne problemy związane ze zmianami klimatycznymi zeszły na dalszy plan. To sprawiło, że po raz kolejny w tle tych wydarzeń wybrzmiewa pytanie o próbę aktywnej adaptacji do szerszej zmiany, opisania jej z dystansu, ale też znalezienia możliwych koncepcji na konstruktywne działanie, wobec tego, co wydaje się być odległe i nieuniknione. W końcu cytując Octavię Butler, której książkę teraz czytam, “the only lasting truth is change”.

AiR Goyki 3 rezydenci/residents
Autor

Rezydenci AiR Goyki 3 / AiR Goyki 3 residents