Gościem szóstej Rozmowy jest Alicja Jelińska, kuratorka projektu Rezydencje Artystyczne w Gdańsku-Oliwie. Rozmawiałyśmy o sieciowaniu środowiska artystycznego w mieście, organizowaniu wydarzeń w prywatnych przestrzeniach i potrzebie zdefiniowania statusu artysty jako zawodu. 

Czym dla Rezydencji Artystycznych jest lokalność działań i kontekst współpracy z innymi projektami z Trójmiasta? 

Rezydencje Artystyczne nie są pewnie typowym projektem rezydencyjnym. Nazwa projektu jest trochę przewrotna i bardziej nawiązuje do miejsca, w którym się mieści, czyli stuletniej willi w Oliwie. Dom jest bazą dla projektu, którego celem jest sieciowanie środowiska artystycznego. Funkcjonowanie w sieci jest podstawą mojego modelu rezydencji. Nie wiem czy mogę nazwać projektem rezydencyjnym to co robię, chociaż cały czas próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie czym w ogóle jest rezydencja. W takim romantycznym rozumieniu, jest to sytuacja, w której artysta jest poza swoim normalnym otoczeniem i tworzy zainspirowany nowym miejscem, kontekstem w komfortowych warunkach. Dla mnie głównym elementem, przez który zdecydowałam się udostępniać swoją przestrzeń i prowadzić projekt, to chęć tworzenia sytuacji spotkania, wymiany ludzi i doświadczeń. Coś co powinno być naturalnym elementem zdrowego środowiska artystycznego. Nie jest moim celem, aby rezydenci kończyli swój pobyt w Oliwie z określonym produktem. Trudno mi zapewnić odpowiedni komfort finansowy czy infrastrukturalny na wielomiesięczne i złożone projekty – moim zadaniem to bardzo ważne zadanie dla instytucji. Mimo wszystko podczas pobytów rezydencyjnych zawsze pojawiał się na koniec jakiś „skutek uboczny”– praca czy działanie.

Dla Goyki 3 też ważnym elementem rezydencji będzie tego rodzaju swoboda z projektem finalnym, nie będzie to naszym głównym celem. Chcemy, aby osoby przyjeżdzające do Sopotu skorzystały z specyfiki miejsca, z kontaktów, z przestrzeni, która dysponujemy. Pierwszy rok rezydencji będzie pewnego rodzaju pilotażem. 

Będziemy działać podobnie w takim razie. Wracając do Twojego pytania – kontekst lokalności rozumiem przez perspektywę spotkania. Sytuacje w której ktoś, ktoś przyjeżdża do Gdańska ze swoją praktyką lub projektem ma okazję poznać osoby i nawiązać rozmowę z kimś osadzonym w lokalnym kontekście. W ten sposób mogą powstać nowe projekty. Oczywiście trudno to monitorować, ale nawet jeśli to będzie inspiracja, która pojawi się gdzieś za jakiś czas w czyjejś pracy czy doprowadzi do nowej współpracy, to nadal jest dla mnie najważniejszy efekt. Nie ma dla mnie większej wartości w kulturze dla miasta niż osoby, które działają dobrowolnie na rzecz kultury i aktywności społecznej, często poświęcając swój czas, zasoby finansowe i komfort po to, by coś tworzyć. Mam to szczęście, że znam inne osoby, które działają oddolnie, niezależnie, które tworzą kulturę w mieście i mogę się tymi kontaktami i doświadczeniem dzielić. Kiedy pojawia się rezydent lub rezydentka, staram się koordynować ich spotkania z przedstawicielami lokalnego środowiska. Są to różne osoby, czasem doświadczone, czasem ktoś kto może zainspirować się działaniami gościa lub gościni. Współpracowałam do tej pory z wieloma osobami w różnym wieku i z różnych struktur – niezależnych, akademickich i instytucjonalnych.  

Staram się jednocześnie współpracować z instytucjami, nawet tymi spoza pola sztuki. Miałam okazje nawiązać współpracę z otwartym na nowe inicjatywy artystyczne Oddziałem Etnografii Muzeum Narodowego w Oliwie, Uniwersytetem Gdańskim, a dokładnie wydziałem Biologii oraz Gdańska Galerią Miejską, a z niezależnych inicjatyw z Inaczej niż w Raju, Galerią Ul i Wolnymi Pokojami. Dla mnie jest to testowanie lokalnych podmiotów na ile są otwarte i elastyczne. Jako Fundacja Artystów Kolonia Teraz nie posiadamy własnej stałej siedziby, więc jesteśmy trochę na tę nomadyczność skazani. Jednocześnie uważam, że instytucje powinny inspirować się trzecim sektorem, czyli właśnie NGOsami, niezależnymi grupami i wspierać je swoimi zasobami. 

Jaki jest klucz zapraszania gości do Rezydencji?

Po moim prawie rocznym pobycie w Litwie w 2016 roku, miałam poczucie małego przepływu informacji o sztuce u sąsiadów po wschodniej stronie granic. Nie czułam wtedy, by instytucje i twórcy byli dobrze zorientowani w tym co się dzieje, oczywiście poza kilkoma projektami na poziomie Warszawa – Wilno.  Świadomości odnośnie Gdańska jako miasta, twórców i instytucji wśród osób, które tam poznałam, była bardzo mała. Dziś już ten trend się zmienia. Jednocześnie irytowało mnie jedynie sentymentalne patrzenie na Wilno i te wszystkie kalki narodowe. Miałam potrzebę zaprosić gości do siebie i pokazać im co tu robimy. Kierowałam się kluczem, który uwzględniał osoby zaraz po akademii, często zostawione z pytaniem co dalej i jak samemu znajdywać tematy do tworzenia sztuki, jak egzystować w środowisku artystycznym i promować swoją twórczość. Było to wyzwanie zarówno dla mnie jak i dla tych osób, więc mogliśmy się wspierać. Poza tym kluczem mogą być szeroko rozumiane kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Gościłam rezydentki i rezydenta z Litwy, Łotwy i Białorusi. Chciałam też, aby czas rezydencji był ciekawy dla osób, które podobnie jak ja, niekoniecznie są twórcami, ale działają w polu kultury, na przykład jako kuratorzy lub producenci. Zrozumiałam, że to właśnie kuratorzy czy animatorzy mogą czerpać najwięcej z takiego networkingu. W końcu chyba przygotowałam projekt, który sama chciałabym odbyć. Dlatego bardzo cieszę się na tegoroczną edycje Rezydencji, której gościnią będzie kuratorka Vera Zalutskaya. 

Jak udaje Ci się prowadzić projekt w domu, mieszając strefę prywatna i publiczną w jednym miejscu? 

Przede wszystkim staram się, aby przestrzeń była komfortowa dla rezydentów. Raczej rozpatrywałabym model, w którym działam jako półotwarty, nie publiczny. Kiedy organizowane są wykłady lub performance, głównie odbywają się w ogrodzie, bardzo rzadko we wnętrzu domu. Z historią tego domu związana jest moja prababcia, która regularnie organizowała w ogrodzie spotkania dla rodziny, przyjaciół i sąsiadów. Szczególnym punktem roku był piknik z koncertem. Te spotkania odbywają się do dziś! Ogród zawsze był przestrzenią, która żyła, co daje mi dodatkową odwagę do działania. Dom, z którym związana jest rodzina ma ciekawą historię migrancką i artystyczną. W latach 70tych mój wujek Zbigniew Strychacki wyemigrował do Nowego Jorku, w którym otworzy Club 57, będący otwartym miejscem dla młodych twórców – takich jak Jean-Michel Basquiat, Kieth Harring, Kenny Scharf, Klaus Nomi na Saint Mark’s Place. Kiedy prababcia wróciła do Polski, chciała zrobić coś dla Gdańska. Założyła z wujkiem Zbyszkiem Fundacje Choinki Gdańskiej i na wzór tej nowojorskiej, co roku stawał ona na Długim Targu. Ten dom, jego atmosfera i rodzinne historie dają mi motywacje i odwagę do tego, by dzielić się z innymi zasobami, które mam. Są ważnym kontekstem moich działań. 

Ta przestrzeń ma też swoje ograniczenia, nie mam w niej możliwości tworzenia instalacji czy organizowania wydarzeń dla większej ilości gości. Dlatego podejmuję współpracę z instytucjonalnymi podmiotami.

Jak projekt Rezydencji może funkcjonować w czasie pandemii? Czego nauczyłaś się / co zaobserwowałaś w ostatnich miesiącach?

W trakcie pandemii patrzę na pozytywy, które pojawiły się w dyskusji publicznej, czyli na przykład nieuregulowany statut artysty, wiążący się z brakiem wynagrodzeń za pracę, zmienną dynamika zarobków, pewnego rodzaju zagrożeniem. Wiele osób było w tym czasie w ciężkiej sytuacji i wielu skorzystało ze środków pomocowych, które zdecydowanie pomogły im polepszyć ich sytuację życiową. Zastanawiam się, czy tak nie powinien wyglądać normalny system. To powinna być normą, że artysta jest traktowany jako zawód. Z drugiej strony pandemia pokazała, że wiedza o tej grupie zawodowej jest niepełna. System wyklucza niektórych twórców np. osoby z doświadczeniem migracji. Wiele programów powstało i faktycznie pomogło osobom, ale cały czas to nie wyczerpuje zapotrzebowania. Problemem też jest kwestia tego komu się środki należą, a komu nie. Miałam nadzieję, że ten czas wzmocni solidarność – co zostało nawet przekute w slogany polityczne, ale niestety zrodził też wiele napięć – nawet w środowisku artystycznym. Problematyczne jest również stwierdzenie co kryje się pod hasłem „twórca” – czy są to tylko artyści, czy też osoby obsługujące wydarzenia kulturalne, czy może edukatorzy i animatorzy kulturalni albo producenci i kuratorki? To oczywiście bardzo rozległy temat i w naszej artystycznej bańce już podejmowany. Pandemia zwróciła uwagę jak nigdy wcześniej na problemy w naszym sektorze, więc zostały przynajmniej ponownie omówione. Jeżeli chodzi o Rezydencje Artystyczne, to myślałam o tym by projekt zamrozić, ale zrozumiałam, że to czego twórcy niezależni teraz potrzebują, to właśnie odpowiednich warunków do pracy i zmiany otoczenia. Własny pokój w trakcie lockdownu mógł stać się ciasny, więc powinny działać w dalszym ciągu programy rezydencyjne i instytucje, zapewniając w ten sposób bezpieczną przestrzeń do tworzenia. 

Rezydencje Artystyczne to oddolny projekt  zainicjowany w 2018 roku w Gdańsku – Oliwie, którego celem jest umacnianie relacji i tworzenie nowych ścieżek komunikacji na polu sztuki pomiędzy lokalnym i międzynarodowym twórcami. 

@rezydenc.ja

Kasia Sobczak
Autor

Kasia jest z Sopotu, ale od ponad trzech lat mieszka w Portugalii. Pracuje jako niezależny kurator sztuk wizualnych. Niedawno dołączyła do zespołu centrum rezydencyjnego PADA Studios, gdzie wspiera założycieli projektu w jego rozwoju. W maju 2019 roku ukończyła CuratorLab na sztokholmskim uniwersytecie Konstfack. Od 2017 współtworzy kolektyw kuratorski Da Luz, który współpracuje z młodymi artystami z Lizbony. W swojej praktyce odnosi się do historii miejsc lub osób. Lubi archiwa, biblioteki i nieoczywiste lokalizacje. Często w narracji projektów nawiązuje do przestrzeni, tworząc doświadczenia zamiast prezentacji. W wolnych chwilach oprowadza po lizbońskich galeriach sztuki i pracowniach artystów albo spędza czas nad wodą.