„Stając się feministycznym uchem – by słuchać tego, czego nie da się powiedzieć”
Jak zawsze, otwieram serce na to, co przynosi proces rezydencji – i na miejsce, które mnie przyjmuje, z jego rytmem, oporem i czułością. Do Sopotu przyjechałam prosto z Rumunii, kontynuując mój osobisty maraton rezydencyjny. Dwa miesiące spędzone w ciszy transylwańskiego monastyru zamieniłam na miejską lekkość bytu sopockiego sanatorium. Ten czas był naprawdę dla mnie – po raz pierwszy od bardzo dawna byłam sama. I po raz pierwszy od dawna – w Polsce. (Na co dzień mieszkam w Barcelonie.)
Podczas tej rezydencji wracałam do wątku, który od kilku lat prowadzi moją praktykę artystyczną – do tematu utraty słuchu i głuchoty, zarówno w jej osobistym, jak i społecznym wymiarze. Moje własne doświadczenie częściowej utraty słuchu w lewym uchu, które przyszło kilka lat temu, stało się impulsem do głębszych pytań. O słuchanie – nie tylko uchem, ale całym ciałem i relacją. O ciszę jako potrzebę. O opresyjność normatywnego słyszenia. O możliwość tworzenia języka poza fonocentrycznym porządkiem.
Inspiracją dla tytułu i całego procesu twórczego stała się dla mnie myśl Sarah Ahmed, a szczególnie jej koncepcja „stania się feministycznym uchem” (becoming a feminist ear). Ahmed pisze o słuchaniu jako akcie oporu – o wsłuchiwaniu się w to, co niewypowiedziane, niewygodne, zepchnięte na margines. Takie ucho nie tylko odbiera dźwięk, ale aktywnie reaguje na przemoc, wykluczenie i strukturę ciszy. Dla mnie to wezwanie do przedefiniowania relacji – nie tylko międzyludzkich, ale też tych, jakie mamy z instytucjami, z przestrzenią, z własnym ciałem. To postawa, w której słuchanie nie jest bierne, ale staje się polityczne, cielesne i pełne uważności. W Sopocie starałam się ćwiczyć właśnie taki rodzaj słuchania – taki, który nie zakłada, że wszystko da się nazwać czy zrozumieć, ale który jest gotowy pozostać w napięciu i niewiedzy.
W Sopocie miałam przestrzeń, żeby rozciągnąć te pytania w czasie. Czytałam, pisałam, rozmawiałam – ale też rejestrowałam na taśmie filmowej, szkicowałam, kolekcjonowałam. Spacerowałam po sanatoryjnych alejkach z tekstami autorek, które bardzo cenię – Anne Carson, Sara Ahmed, Annie Goh, Christine Sun Kim – i z książką Głusza Anny Goc. To one towarzyszyły mi w tworzeniu wizualnych notatek, z których zaczęła się wyłaniać struktura analogowego filmu. Powstał scenariusz – na taśmę 8mm – który łączy obrazy, szkice i sytuacje, w których dźwięk istnieje i nie istnieje jednocześnie. Gdzie staje się czymś więcej niż tylko tym, co słychać. W trakcie rezydencji rozwijałam ten projekt, realizując pierwsze sceny filmu i budując język, który osadza się na pojęciach ciszy, braku, obecności i relacyjności. Praca miała też wymiar materialny – rejestracja, montaż szkiców, badania wizualne – ale jednocześnie była subtelna, momentami kontemplacyjna. Bardziej o byciu niż o działaniu.
Zastanawiam się nad tym jak wyglądałoby tworzenie przestrzeni, w której perspektywa osób głuchych i niesłyszanych nie będzie marginalizowana, lecz stanie się punktem wyjścia do szerszej refleksji nad tym, jak słuchamy – siebie nawzajem i świata. Głuchota to nie brak – to inny sposób doświadczania rzeczywistości, który dziś, w czasach przeciążenia bodźcami i zmęczenia światem, może mieć niezwykłą wartość.
Serdecznie zapraszamy na pokaz efektów naszej rezydencji z Janem Kantym Zienko – już 4 czerwca w Goyki3. Spotkanie będzie tłumaczone na PJM.